*Oczami Martina*
-Kurcze, zapomniałem telefonu, mam nadzieje, że nikt go nie zabrał.
-Mam iść z Tobą ? - Jonathan spojrzał na mnie pytająco.
-Nie, nie idźcie spotkamy się na miejscu - skończywszy zacząłem biec w stronę teatru.
Otworzyłem drzwi i ruszyłem długim korytarzem, by po chwili znaleźć się za kulisami sceny. Rozejrzałem się po sali, było to jasno oświetlone pomieszczenie z wieloma stolikami zrobionymi z ciemnego mahoniu, kanapami koloru czerni i wieloma plakatami przedstawiających różnych sławnych tańcerzy, którzy zdaniem trenera mieli nas inspirować za każdym razem jak na nich spojrzeliśmy. Nie wiem jak inni, ale ja uważałem naszego trenera, w niektórych sytuacjach za trochę łagodnie mówiąc "szurniętego", w dobrym znaczeniu oczywiście. Telefon leżał na stoliku pod wielkim lustrem vis a vis mnie. Szczęśliwy schowałem komórkę do kieszeni, gdy już chciałem zawrócić i wyjść do moich uszu dotarł wyraźny dźwięk muzyki.
Dziwne, pomyślałem, o tej porze nikogo nie powinno być. Cicho na palcach podszedłem do kotary koloru krwistej czerwieni i zerknąłem ukradkiem kto stoi na scenie.
To co zobaczyłem mocno mną wstrząsnęło.
Roxann, widzę Roxann, no Roxann !!!
Własnym oczom nie mogłem uwierzyć, przez dłuższą chwilę stałem wryty.
Myśli kłębiły się w mojej głowie. Chciałem wyjść i zapytać co to wszystko ma znaczyć. Ale stałem tylko i patrzyłem, na nic innego niem mogłem się odważyć. Jednak obserwując jak tańczy stwierdziłem, że całkiem nieźle jej idzie.
Gdy w radiu piosenkarka wydukała ostatnią zwrotkę i zabrzmiały ostatnie dźwięki fortepianu. Roxann wyłączyła sprzęt porwała torbę i zeskoczyła ze sceny wędrując w stronę dużych szklanych drzwi wyjściowych.
Ja za to przypomniawszy sobie o wypadzie na pizze z przyjaciółmi ruszyłem w przeciwną stronę.
Postanowiłem zachować moje odkrycie w tajemnicy.
Stanąłem przed budynkiem z wielkim neonowym szyldem z napisem "Pizzeria u Joe'go",
przez szybę zauważyłem całą moją ekipę siedzącą przy ogromnym stole, który zajmowaliśmy już od ponad pięciu lat w każdy piątek.
Było tylko jedno puste miejsce po lewej stronie mojego przyjaciela Jonathana, zawsze tam siadałem. Niepewnie wszedłem do baru i od razu usłyszałem jak mnie wołają . Z udawanym uśmiechem usiadłem na swoim miejscu, za bardzo się nie odzywałem, patrzyłem na kawałek pizzy z
podwójnym serem i różnymi dodatkami z mięsa, który i tak był już na pewno zimny. Myślałem o Roxann, jak tańczyła i jej wyraz twarzy, była wtedy naprawdę szczęśliwa.
Poczułem na sobie czyiś wzrok, mimowolnie podniosłem głowę.
-Wszystko gra? - no tak, był to oczywiście Jonathan. Zawsze potrafił wyczuć, że coś mnie trapi. Musiałem się wysilić, aby mój uśmiech wyszedł naturalnie.
-Jasne wszystko gra.
Chyba za bardzo go nie przekonałem, bo patrzył na mnie przez moment zamyślony.
-Na pewno?
-Tak.
-Okej, powiedzmy, że Ci wierze. Ale jakbyś chciał z kimś porozmawiać...
-Naprawdę wszystko gra - powiedziałem już bardziej wkurzony.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
Przestał zadawać mi pytania. Przez cały wieczór nie spuszczał ze mnie wzroku, nawet nie musiałem sprawdzać, znałem go.
Po pizzy wszyscy chcieli zrobić jeszcze mały wypadzik do dyskoteki, która znajdowała się po drugiej stronie miasta.
Nie mając ochoty odmówiłem, jak zresztą mogłem się tego spodziewać wszyscy zaczęli mówić chórem.
Nie mając ochoty odmówiłem, jak zresztą mogłem się tego spodziewać wszyscy zaczęli mówić chórem.
-Że co?!
-No nie stary, bez Ciebie nie idziemy...
-Nie daj się prość...
-Jerome ma racje, bez Ciebie to żadna zabawa...
-Jakim cudem...
-Impreza dobra, rzecz...
Już chciałem coś powiedzieć, ale głos zabrał ktoś za mną.
-Hej! Ludzie spokojnie, Martin jest wyczerpany powinien mieć chwilę odpoczynku.
Ku mojemu zdziwieniu tym kimś był Jonathan.
-No dobra...
-Niech mu będzie...
-Niech mu będzie...
Skinąłem do niego głową w geście podziękowania, on odpowiedział mi uśmiechem.
-No idź już, bo za chwilę zaciągną Cię tam siłą.
Wsiadłem do auta i ruszyłem przed siebie.
Wróciwszy do domu wskoczyłem pod prysznic, musiałem ochłonąć. Umyty
i ubrany wyłącznie w granatowe spodnie od dresu ruszyłem w stronę sypialni.
Był to mały pokój z pomalowanymi ścianami na biało, biurkiem, szafą na ubrania i ogromnym łóżkiem pod oknem.
Rzuciłem się na posłanie, a chwile po tym nastąpił długo wyczekiwany prze zemnie sen.
Wielki ukłon w stronę autorki!
OdpowiedzUsuńNiesamowite, dwójka ludzi, których połączy ta sama pasja. Taniec.
Niczym zetknięcie dwóch różnych światów.
Jedno słowo by opisać ten rozdział, fabułę, i całe opowiadanie:
ZAJEBISTE
I u mnie coś nowego, początek pojebanego, innego opowiadania o szalonych studentach!
UsuńO cholera.
UsuńWYBACZ!
Rozdział 4 i coś 2 u mnie.
Przepraszam że dopiero teraz ale po prostu myślałam ze napisałam a tu się okazuje że nie.
No Młoda. xd
OdpowiedzUsuńDobrze Ci to idzie ;D
Podoba mi się. :)
<3
Jejku, to jest cudowne! Masz talent do pisania, gratuluję ;)
OdpowiedzUsuńhttp://dont-cry-in-november-rain.blogspot.com/
To mój blog, fan-fickt. Jeśli masz czas, to wpadnij i napisz co myślisz (:
Świetne !!! Tak mnie pochłonęło że nie mogłam oderwać się od czytania. Masz wielki talent do pisania ,gratuluje pomysłu . ;) Dobrze ci idzie tak dalej . Dalszych sukcesów . :D
OdpowiedzUsuń