sobota, 3 listopada 2012

Rozdział 4

*Oczami Roxann*
  W biegu wskoczyła na scenę i rzuciłam torbę w kąt. 
Upewniwszy się, że nikt mnie nie widzi w łączyłam radio, z którego popłynęły pierwsze dźwięki muzyki. Stanęłam na środku i dałam się ponieść rytmom. 
Dwa kroki w lewo, jeden w prawo, skok, obrót i... 
AUĆ!!!
Wylądowałam tyłkiem na podłodze i poczułam lekki ból w kostce, lecz nie mogłam o tym myśleć, bo przede mną stanęła jakaś postać.
Ogarnął mnie paraliżujący strach. Na początku nie mogłam rozpoznać osoby. I nagle doznałam olśnienia przez co wystraszyłam się jeszcze bardziej.
 - Źle to tańczysz, do tego układu potrzebujesz partnera, choć pokaże Ci.
 Wysunął rękę do przodu w geście pomocy.
Nie wiedziałam co robić, moja ręka chwyciła już jego rękę i już po chwili stałam na nogach. 
Martin niepewnie przysunął się bliżej i jedną ręką złapał mnie w pasie przyjmując pozycje wyjściową. 

*Oczami Martina*
W radiu zaczęła lecieć piosenka John'a Travolty i Olivii Newton-You're the one that I want, 
zrobiłem pierwszy krok, po chwili wahania Roxann postąpiła tak samo, mnie to wystarczyło, uśmiechnąłem się lekko i po chwili tańczyliśmy z niewiarygodną prędkością. 
Okazało się, że tańczy jeszcze lepiej niż przypuszczałem. Gdy zabrzmiały ostatnie dźwięki utworu. 
Stalęliśmy na przeciwko, nadal obejmowałem ją w pasie. Szczęśliwy spojrzałem na Roxann, 
przez krótką chwilę wydawało mi się, że na jej twarzy 
pojawi się uśmiech, myliłem się. Zamiast tego, zrobiła ona wystraszoną minę. 

*Oczami Roxann*
Próbowałam zabrać rekę z jego uścisku lecz on trzymał mnie delikatnie lecz stanowczo,  jak coś co jest kruche i za wszelką cenę nie chce się by zostało odebrane. 
Spojrzałam mu w oczy, patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Nie mogłam tego wytrzymać, udało mi się jakoś wyrwać dłoń. Szybkim ruchem porwałam torbę z podłogi i minąwszy stojącego w tym 
samym miejscu Martina pobiegłam w stronę tylnych drzwi, które znajdowały się za sceną. 
Na zewnątrz poczułam się lepiej.
W mojej głowie kłębiło się miliard pytań lecz nie mogłam nad nimi rozmyślać bo na twarzy poczułam krople deszczu. 
Spojrzałam w niebo, na którym kłębiły się czarne chmury. 
Nie chcąc przemoknąć zaczęłam biec jeszcze szybciej między autami.

*Oczami Martina*
Usłyszałem tylko jak otwierają się i zamykają drzwi wyjściowe lecz nie ruszałem się z miejsca.
Co ty wyrabiasz?! - usłyszałem głos, który echem dudnił w mojej głowie - biegnij za nią!!!
Jak na zawołanie ruszyłem na zewnątrz gdzie przywitał mnie deszcz. 
Roxann już nie było. Ogarnęła mnie wściekłość.
- Dlaczego zawsze musisz SPIEPRZYĆ coś, na czym Ci zależy! - krzyknąłem do siebie.
Moja noga poszłam w ruch, a stojący przede mną śmietnik uniósł się do góry i wylądował pięć metrów dalej.
Wróciłem jeszcze po plecak.
Wychodząc ze złości trzasnąłem drzwiami od teatru i kipiąc cały gniewem ruszyłem w stronę czarnego jak smoła samochodu.
Zamiast do domu pojechałem nad jezioro, które znajdowało się za miastem.
Tam zawsze nikogo nie było więc mogłem ochłonąć i wszystko dokładnie przemyśleć.

Gdy dojechałem na miejsce po deszczu nie było ani śladu.
Zaparkowałem między dwoma sosnami i usiadłem na brzegu. 
Siedziałem tak przez jakieś 15 minut, chociaż dla mnie była to wieczność, gdy poczułem wibracje w prawej kieszeni.
Treść wiadomości brzmiała, 
"Można wiedzieć gdzie ty się podziewasz?". 
Mogłem przewidzieć, że Jonathan zauważy moje zniknięcie (pewnie jako jedyny).
Moja odpowiedzi brzmiała krótko, 
"Tam gdzie zawsze".
Pół godziny później usłyszałem warkot auta, a po chwili koło mnie usiadł chłopak ubrany w koszule w czarno-białą kratę, pod którym znajdował się czarny podkoszulek, ciemne spodnie i czarne trampki.
W ręku trzymał dwie puszki piwa, wziąłem jedną z nich i wypiłem 
połowę na poczekaniu.
-Wyjaśnisz mi wreszcie co Cię tak dręczy? - 
posłałem mu krótki spojrzenie, które mówiło samo za siebie 
-Czyli nie. Zgaduje, że masz zamiar tak siedzieć w milczeniu do wieczora - posłałem mu kolejne spojrzenie - Okej, masz szczęście, że wpadłem do monopolowego, nie umrzemy z pragnienia.
Mówiąc to uśmiechnął się znacząco i ruszył w stronę bagażnika od auta, z którego wyjął sześciopak.
Siedzieliśmy tak w milczeniu popijając puszkę za puszką, dopóki niebo nie przybrało koloru węgla. 

5 komentarzy:

  1. Kurwa Kurwa Kurwa!
    Spotkali się! Wiedziałam, wiedziałam! Roxann trochę spanikowała, szkoda.
    WIELKI plus za dłuższy rozdział!
    I JESZCZE WIĘKSZY za to że się spotkali.
    Opowiadanie zaczyna się rozkręcać!;D
    Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. *________________________* Taaak, tańczył z nią!!! I czemu mnie nie powiadamiasz?! Wiem, że piszesz na bieżąco na Facebooku, ale tutaj jestem częściej. Kurdełe scena, jak z najlepszego melodramatu. Dziewczyna ucieka z mętlikiem w głowie w deszczu po zatłoczonych ulicach miasta (i w końcu gdzie się dzieje ta akcja, w Wawie, czy za granicą?. Może niech Matrin powie Jonathanowi, co go trapi, w końcu to jego przyjaciel i powinien mu pomóc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W żadnej Wawie. ;D
      Akcja dzieje się w Chicago.
      Nie mogę, ale mnie rozwaliłaś pytaniem. xDD

      Usuń
    2. Ha Ha Ha bardzo śmieszne -.-
      Jak sama na początku pokręciłaś to teraz masz! (Amfiteatr w Warszawie XD)

      Usuń